Idziemy na śniadanie- tuż obok hotelu. Zamawiamy continental breakfast i płacimy za nie 100 BHT. Potem pod nasz hotel podjeżdża busik i jedziemy nim około 2 godziny do jaskini z leżącym Buddą i mnóstwem makaków (wejście 20 BHT, ale potem nasz przewodnik zwraca nam te pieniądze). Okazują się one bardzo przyjazne ludziom, od których dostają jedzenie. Bardzo dużo Rosjan.
Po jaskini znów ładujemy się do busika, ale tylko na chwilę. Po 10 minutach jazdy jesteśmy już na przystani. dostajemy kapoki i zajmujemy miejsce na łódce motorowej. Krajobraz, który się przed nami roztacza jest przepiękny - z daleka widać wystające wysepki, a bliżej zarośla mangrowców. Po jakichś 40 minutach docieramy do wyspy Bonda. Oczywiście jest tam całe mrowie ludzi, ale udaje się nam zrobić fajne zdjęcia. :)
Potem płyniemy pod skałami (też sporo ludzi i dlatego nie wychodzą mi zdjęcia) i do pływającej wioski na lunch. Lunch był rewelacyjny: wspaniale przyrządzone warzywa, ryż, owoce morza, na deser ananas. Super. Chodzimy jeszcze chwile po wiosce i fotografujemy się z gibbonami (20 BHT). W drodze powrotnej zatrzymujemy się w dwóch miejscach: fabryce smakołyków z nerkowca (oczywiście kupujemy co nie co - nerkowce w czekoladzie i nerkowce z sezamem i miodem) oraz fabryce kamieni szlachetnych i pereł (tylko zwiedzamy). Rosjanie to chyba najlepsi klienci takich przybytków - zawsze ich stać i zawsze płacą gotówką. :)
Po dotarciu do hotelu zdążamy do banku, by wymienić dolary na baty. Podczas kolejnych kilku dni możemy nie mieć takiej możliwości. Wychodzimy jeszcze na wieczorny spacer - najpierw na bazar - kupujemy owoce, ciastka, kalmary, nogi kurczaka itp. Siedzimy przy piwie i zajadamy owoce chlebowca, pomelo i ananasa. Są jakieś przerwy w dostawie prądu - zastanawiamy się co w takich chwilach dzieję się w supermarketach? Nic to - bez światła nie ma się jak pakować. Zatem pakowanie - jutro rano!