Rano poszliśmy jeszcze na bazar na zakupy. Kupiliśmy nieco przypraw i mydeł naturalnych. Kupiłem mleko kokosowe - pycha! Poszliśmy jeszcze na promenadę, posiedzieliśmy tam chwilę, obejrzeliśmy stary szpital i wróciliśmy do hotelu po plecaki. Następnie ruszyliśmy w kierunku przystani promów. Znów musimy wypełnić formularze imigracyjne. Nasz prom miał odpływać o 15.30, ale o tej porze dopiero przypłynął do Stone Town. Zmiana pasażerów - to kolejne 30 minut. Około 16.00 siedzieliśmy już pod pokładem w klimatyzowanym pomieszczeniu. Prom nie ruszył jednak od razu - czekaliśmy aż się zapełni. Wypłynęliśmy około 16.45.
Sam rejs upłynął bardzo spokojnie - puszczono nawet "Jasia Fasolę na wakacjach", którego wcześniej nie widzieliśmy oraz film o Zanzibarze na 5+. Nie to co Cejrowski (nie należę do jego fanów). Około 20.00 dopłynęliśmy do Dar Es Salaam. Było już ciemno, a na przystani było sporo taksówek. My jednak uznaliśmy, że znamy drogę do Jambo Inn - więc nie zważając na nawoływania taksówkarzy - ruszyliśmy przed siebie. Za chwile przyczepił się do nas "ogon", który nie opuścił nas już do hotelu. Jednak powiedzieliśmy na recepcji Jambo Inn, by nie dawać mu żadnych pieniędzy, gdyż sami tu trafiliśmy i on nas wcale nie przyprowadził. Z resztą wcześniej tu nocowaliśmy i można to sprawdzić.
Potem poszliśmy jeszcze do "przyhotelowej" restauracji. I znów jedzenie było fantastyczne. W pokoju znów komar... :(