Po śniadaniu idziemy do Precision Air - kupujemy bilety na Zanzibar na poniedziałek. Potem zaczynają się pojawiać "znajomi", czyli naganiacze sprzed tygodnia. Zaczęło się wciąganie do sklepów z rękodziełem. Rzeźby faktycznie cudowne. Kupujemy w jednym sklepie kilka figurek z drewna hebanowego i różanego. Potem kilka bransoletek od Masajek, kawę, jeszcze rękodzieło i tinga tinga w sklepie Afrihope. Odwiedzamy też Africafe (kawa i muffin) oraz sklep jubilerski w Arusha Hotel. Tam sprzedawczynią jest Serbka, która opowiada nam o Tanzanicie i o tym, że turyści urządzają w Tanzanii polowania na dzikie zwierzęta. Jesteśmy tym strasznie zaskoczeni, bo przecież dzikia przyroda to niemal jedyny atut tego kraju.
Wracając w kierunku naszego hotelu - zaszliśmy też do TTB (Tanzanian Toursi Board), aby złożyć skargę na Lasi tours. Pan w biurze pomógł nam też zorganizować wycieczkę do Monduli Juu na następny dzień. Wycieczka będzie w ramach Cultural Tourism Programme, z którego pieniądze trafiają bezpośrednio do ludności. Kiedyś pracował w Szwecji. Pełna kultura!
Wracamy do hotelu obładowani - w końcu Arusha to najlepsze miejsce w Tanzanii na kupowanie pamiątek. zahaczamy o Central Market - wygląda nieźle. :) Kupujemy też Konyagi (kilka butelek - dla znajomych) i idziemy do African Queen. "Nasza" kelnerka dostaje napiwek, w tajemnicy przed szefową. Mówimy jej, że jutro będziemy już ostatni dzień w Arushy. Potem jeszcze internet - w drugim miejscu, bo tam panie już zamykają. W hotelu brak wody... :( Kładziemy się...