Rano postanowiliśmy odwiedzić jeszcze jeden cmentarz - Janowski. Tam zobaczyliśmy przedwojenny zniszczony krzyż poświęcony walczącym w obronie Lwowa Polakom. Niestety w latach 50-tych i 60-tych zaczęto między grobami polskich żołnierzy stawiać pomniki Rosjanom i Ukraińcom. Zwiedziliśmy także sektor żydowski - ale większość grobów była już powojenna.
Następnie postanowiliśmy odszukać pobliski obóz koncentracyjny Janowska, w którym zamordowano ćwierć miliona żydów. Obecnie znajduje się tam więzienie oraz nieużytki. Jednak nie znaleźliśmy w tym miejscu żadnej wzmianki, ani tablicy, o której wspominał Lonely Planet. A szkoda... Może następnym razem.
Potem wróciliśmy tramwajem (nr 7) do centrum Lwowa, poszliśmy na rynek krakowski, ale okazało się, że był zamknięty. Nieopodal rynku znajduje się jednak piękny przedwojenny szpital żydowski. Wygląda trochę jak świątynia - ma okrągłą kopułę. Niestety nad wejściem widać pozostałości napisów w języku polskim i idysz. Po znakach pozostałych po tych napisach odczytaliśmy: "Szpital Izraelicki". Naprawdę wielka szkoda, że wszystko tak niszczeje i zacierane są ślady historii i wielokulturowości Lwowa.
Potem starczyło nam jeszcze czasu by zobaczyć operę lwowską od wewnątrz. Pan Oleh był na miejscu i pozwolił nam wejść do środka (za 10 hrywien od osoby). Ale było to niesamowite przeżycie - byliśmy całkowicie sami w salach opery. Wspięliśmy się także na balkony i zwiedziliśmy salę lustrzaną. Tam wszędzie widać... polskość! Na ścianach widnieją freski z Kościuszką, Balladyną i Aliną, z bohaterami z "Zemsty" Fredry. Cuda!
Po operze poszliśmy jeszcze na obiad do Pyzatej Chaty - znów zapłaciliśmy jakieś 100 hrywien za 2 osoby i udaliśmy się w kierunku kwatery. Na miejscu byliśmy umówieni z panem Borysem o 15.00. Zjawił się punktualnie. Oddaliśmy mu klucze i ruszyliśmy na trolejbus nr 9 w kierunku lotniska. Po drodze wstąpiliśmy jeszcze do kościoła św. Elżbiety. W celu wyłonienia najlepszego projektu kościoła ogłoszono konkurs. I wygrał naprawdę niesamowity - z ciemnej cegły. Ale wg mnie z zewnątrz wygląda lepiej niż w środku.
Dotarliśmy na lotnisko, tam czekaliśmy około 2 godzin na samolot. Spotkaliśmy też znajome panie. Ja zdziwiłem się jak wiele połączeń ma lotnisko we Lwowie. Spodziewałem się mniejszej ich ilości. Odprawa odbyła się w korytarzu przy "stoisku" Lotu, które wyglądało raczej jak "saturator". Ale najważniejsze, że dostaliśmy nasze karty pokładowe. Wsiedliśmy do samolotu, wzięliśmy polską prasę i wystartowaliśmy.