Wstaliśmy specjalnie wcześniej, aby dotrzeć do Watykanu na godzinę przed otwarciem Muzeów Watykańskich. Jest to ostatnia niedziela miesiąca - wstęp do muzeów jest darmowy.
Byliśmy około 8.15. Stanęliśmy w kolejce. A ta w ciągu 10 minut się podwoiła, w ciągu kolejnych 20 minut sięgała aż po plac Św. Piotra.
W końcu około 9.40 weszliśmy do muzeów. Generalnie muzea Watykański uznawane sa za jedne z najlepszych... pod względem ilości i ważności eksponatów. Jednak takiej ilości trudno jest poświęcić wiele czasu. Do tego tłum ludzi, którzy są niemal wszędzie, gdziekolwiek jesteś. Taka atmosfera nie sprzyja zwiedzaniu - niestety. Wole chyba mniejsze muzea poświęconej jednej tematyce, gdzie nie ma takich tłumów.
Po dojściu do Kaplicy sykstyńskiej byłem już naprawdę bardzo zmęczony. Ale sama kaplica - oczywiście bajeczna. Myślałem, że stworzenie Adama jest większe, a zajmuje tylko jedną dwudziestą (może) część sklepienia.
Po zwiedzaniu muzeów watykańskich czekaliśmy jeszcze w kolejne do wejścia do Bazyliki Św. Piotra. W pełnym słońcu.
W bazylice pierwsza rzecz, która zwraca uwagę to jej wysokość, druga to Pieta Michała Anioła. Ponoć jeszcze kilka lat temu można było podejść do niej bliżej, teraz jest za szybą. Ale i tak jest piękna. Kolejna rzecz, której nie sposób przeoczyć to baldachim. Tez robi ogromne wrażenie. Niestety nie można było podejść do rzeźby Św. Piotra - aby "pogłaskać" jego nogę (ponoć przynosi szczęście). Postanowiliśmy, że nie będziemy schodzić do grobowców - nie jestem osobą wierzącą i nie zależy mi na zobaczeniu grobu Jana Pawła II. Postanowiliśmy zatem wracać do domu Niko.