Jemy śniadanie w hotelu i za chwile przyjeżdza autobus do Hue pod hotel. siadamy i okazuje się, że autobus jest... piętrowy i ma miejsca do leżenia! Na zewnątrz jest strasznie gorąco - więc w środku zbyt mocno ustawiona jest klimatyzacja. Jakoś udaje się nam zakleić wywietrznik i jedziemy.
Po drodze zatrzymujemy się nad jeziorkiem na przerwę. Jest prześlicznie. Niestety jak na złość padają nam baterie w aparacie - udało się zrobić tylko jedno zdjęcie (poniżej).
Droga do Hue zabiera łącznie jakies 3 godziny. Bez problemu znajdujemy tam hotel i ruszamy zwiedzać Cesarski Pałac - Pałac Purpurowy. Okazuje się, że więcej tam strażników niż zwiedzających. Ale jest ładnie. Niestety wokól trwają prace renowacyjne. Polega to na tym, że przez większą część dnia robotnicy graja w karty i odpoczywają. Dokładnie tak jak u nas przed 89-tym rokiem.
Potem idziemy do restauracji z Lonely Planet na obiad. Restauracja jest całkowicie pusta, zamówiliśmy coś do jedzenia i czekamy. Widać, że obsługa jest strasznie znudzona i robi sobie uwagi na nasz temat. Nie mieli też zimnego piwa. W ogóle zachowywali się jak "gwiazdy", a nie pracownicy. Okropni! Zjedlismy, ale nie dalismy im żadnego napiwku.
W ogóle miasto jest przygnębiające. Szczególnie w porównaniu do Hoi An. Mentalnośc jest całkowicie inna. Miedzy Hoi An a Hue kiedyś przebiegała granica miedzy Południem - pod wpływami USA, a Północą - pod wpływami ZSRR. Czuć, że jest to socjalistyczna Północ. Nie możemy znależć nigdzie wody do kupienia. Potęguje to nasz odbiór Hue jako mało przyjaznego miejsca turystom. Nawet na bazarze nie ma fajnych, ciekawych rekodzieł, tylko chińskie majtki i biustonosze. A jesli znajdujemy cos fajnego - sprzedawcy wcale nie zalezy na tym, byśmy to od niego kupili. Daje wysoką cenę i wcale nie chce sie targowac. Główny park w mieście nie jest nawet oświetlony wieczorem - siedzimy w ciemności na murku. Na pocieszenie kupujemy jakies ciastka i wracamy do hotelu. Nastepnego dnia wracamy do Hanoi.