Rano na dworzec autobusowy ruszyliśmy pieszo. Dotarcie tam zajęło nam około 20-30 minut. Sama podróż autobusem odbyła się bez większych problemów. Część w górach, a potem równiny. Klimat zmienił się diametralnie - nagle zaczęło być ponad 30 stopni i bardzo wilgotno. Gdy dojechaliśmy na dworzec w Guayaquil zastanawialiśmy się, czy nie łapać autobusu do Salinas - aby spędzić trochę czasu na plaży. Jednak po 30 minutach czekania i szukania odpowiedniej kasy - uznaliśmy, że rezygnujemy z Salinas. W zamian za to spędzimy 2 dni w Guayaquil. Jednak kupiliśmy bilety do Quito na nocny kurs następnego dnia.
Pojechaliśmy do centrum miasta, byliśmy mokrzy od potu. Całe szczęście znależliśmy hotel z przewodnika Lonely Planet. Ceny hoteli okazały się bardzo drogie - około 20 USD/osobę. Jednak inne hotele wyglądały opłakanie. Nasz wyglądał przynajmniej super.
Potem poszliśmy na Malecon 2000 - promenadę. Jest to jedna z głównych atrakcji Guayaquil. Chociaż spacerując Maleconem miałem wrażenie, że niesłusznie. Nic właściwie tam nie ma szczególnego. Ale... na samym końcu Malecon 2000 znajduje się wzgórze nazwane Las Penias. I to już jest inny świat. Odrestaurowana dzielnica wygląda jest pełna rezydencji i domów bogaczy, ale jednocześnie kolorowych domków "normalnych ludzi". I to ma chyba największy urok.
Wieczorem wróciliśmy do hotelu i poszliśmy spać.