Ten dzień w Banios minął raczej na odpoczynku po dotychczasowej gonitwie. Czyli spacer po Banios oraz planowanie kolejnych kroków - dżungla. Obeszliśmy wiele biur podróży, rozważaliśmy udanie się na północ Ekwadoru w dziewicze rejony dżungli, przez chwilę rozważaliśmy też dżunglę komercyjną czyli wieś Puyopongo. Szukając wycieczki najbardziej zależało nam na prawdziwych Indianach oraz faunie i florze Amazonii. Chyba dlatego zdecydowaliśmy się skorzystać z Rainbow Tours - polecanego przez Lonely Planet. Szef biura - Indianin o ksywie Shakaj współpracuje z jakąś agencją turystyczną w Polsce i nawet umiał powiedzieć "Dzień dobry". :)
Więc decyzja została podjęta - we środę bardzo wczesnym rankiem jedziemy przez Puyo i Macas na południe Ekwadoru - do Indian Shuar. Wycieczka ma trwać 3 dni i w piątek będziemy w Macas. Stamtąd bez problemu udamy się do Cuenca - kolejnego obowiązkowego przystanku w Ekwadorze.
Przed obiadem zmieniliśmy nasz hotel. Zrobiliśmy to z dwóch powodów: 1. było taniej, 2 powód jest trochę bardziej skomplikowany. W całej Ameryce Południowej odprowadzające rury kanalizacyjne są bardzo stare, nie modernizowane i stąd bardzo wąskie. W związku z tym właściwie we wszystkich toaletach nie można wrzucać do muszli klozetowej papieru toaletowego. Papier wyrzuca się tylko do kosza stojącego przy każdej muszli. Więc wracając do drugiego powodu opuszczenia naszego hotelu. Mieliśmy zapchaną toaletę. I to nie papierem... :)))
Tymczasem po obiedzie pospacerowaliśmy jeszcze po Banios, trochę się rozwidniło - więc poszliśmy zobaczyć wulkan Thunguragua (fotki poniżej).
Postanowiliśmy, że następnego dnia trochę pozwiedzamy Banios i okolice - odwiedzimy źródła termalne i pojedziemy rowerem do jednego z największych wodospadów w Ekwadorze - Pailon Del Diablo.