Rano idziemy na śniadanie i udajemy się do przystani nad brzegiem Mekongu, skąd płyniemy do jakini Pak Ou. Po drodze przybijamy do wioski, gdzie produkowana jest whisky z ryżu. Z jednej strony nic szczególnego - ale z drugiej - bardzo nam się tu podoba. Płyniemy dalej...
Dopływamy do jaskiń. Stoi tam setki (o ile nie tysiące) posążków Buddy. To wszystko w skalnych jamach, a na zewnątrz niemiłosierny upał. Coś niesamowitego. schodząc do przystani z Pak Ou natykamy się na... dzici. chcące sprzedać nam banany. Wyglądają słodko! Sami zobaczcie.
Wracamy Mekongiem do Luang Prabang, tam obiad - sajgonki ze słodkim sosem z orzeszków ziemnych. Pycha! Czegoś takiego nigdy nie jadłem w knajpach azjatyckich w Polsce. Czekamy jeszcze chwile i wyruszamy dalej - tym razem samochodem...