W sumie ten dzień upływa dość leniwie. Zwłaszcza przy temperaturze powyżej 30 stopni Celsjusza w cieniu i sporej wilgotności. Po śniadaniu poszliśmy wylogować się z dotychczasowego guesthouse'u i znajdujemy inny za 15 USD. Zostajemy tam na kolejne 2 noce.
Potem chodzimy sobie po miescie. Odwiedzamy Waty (świątynie), wykupujemy wycieczki na następny dzień - z rana Mekongiem do jaskiń, a potem pick-upem do wodospadów. Dzieci, tak jak i poprzedniego dnia, oblewają turystów wodą. Niestety woda jest lodowata. A dzieci mają straszny ubaw. Idziemy też do biura Lao Airlines, by potwierdzić nasz sobotni lot. Wszystko jest ok, choć zmienili nieco godzine odlotu. W drodze powrotnej widzimy małe dzieci sprzedające ptaszki w klatkach. Ponoć przynoszą szczęście, kiedy się je kupi i wypusci. My się nie decydujemy. Szkoda nam i dzieci i ptaszków, które pewnie zostałyby złapane powtórnie. Kupujemy owoce Dragon Fruit.
Kolację jemy w innej knajpie nad Mekongiem. Na kolację zamawiamy rybę w kokosie i piwo Lao. Temperatura i pogoda sprzyja lenistwu. Decydujemy się kupić kartki pocztowe i znaczki. Wracamy do hotelu, aby je wypisać i odpocząć w chłodzie.
Potem wysyłamy kartki, spacerujemy po bazarze - tym razem wydaje sie być nieco mniejszy. Idziemy także na masaż twarzy. Okazuje się jednak, że mało w tym było masazu, a zbyt dużo czyszczenia twarzy. Potem zrelaksowani idziemy spać.