Raniutko dojeżdżamy ponownie do Hanoi. Zostawiamy bagaże na dworcu i biegniemy do biura Lao Airlines, gdzie kupiliśmy bilety do Luang Prabang. Robimy tam taką awanturę, że pani obsługująca ma łzy w oczach. W końcu woła inną panią z prawdziwego biura Lao Airlines. Ta wygląda już bardzo profesjonalnie, jest spokojna, zabiera nas do swojego biura i przekonuje, że na 100% polecimy jutro do Luang Prabang. Dajemy się przekonać. Właściwie nic nie ugraliśmy, ale przynajmniej uspokoiliśmy się i zaufaliśmy nowej Pani z prawdziwego biura Lao Airlines. To prawdziwe biuro wygląda już dużo lepiej niż to, w którym kupowaliśmy bilety.
Postanawiamy zobaczyć zatem jeszcze trochę Hanoi i fakt, przy blizszym poznaniu zyskuje. Przechodzimy koło koszmarnego mauzoleum Ho Chi Minha, oglądamy pagodę w kształcie kwiatu lotosa oraz świątynię literatury. Odpoczywamy trochę w parku.
Potem idziemy na dworzec po plecaki i idziemy nad jezioro Hoan Kiem do hotelu. Niestety jest dosyć drogi - 20 USD. Więc nie polecam. W hotelu okazuje się, że nie mam aparatu. Gdzieś go zgubiłem. Jestem wkurzony na siebie, bo nie przypilnowałem go, a miałem tam tyle fantastycznych zdjęć. :(
Idziemy na dworzec w poszukiwaniu aparatu, ja nie mam żadnej nadziei, że się odnajdzie. Jednak zachodzimy do pani, która odpowiada za przechowalnię bagażu i pytamy na migi (pani nie zna ani słowa po angielsku, może poza jednym) czy nie widziała aparatu. Ona śmieje się i mówi "Mani, mani" (to to jedyne słowo w języku angielskim, które było jej znane). W pierwszej chwili nie wiemy o co jej chodzi. Ona wyjmuje z szuflady aparat i powtarza "Mani, mani". Dostaje ode nmie 50.000 dongów znaleźnego i na pożegnanie jeszcze ją uściskuję.
Idziemy potem na piwo, by uczcić znalezienie aparatu. Chłopiec, w którego knajpie siadamy, jest wniebowzięty i dumy, że wybraliśmy jego knajpę. Potem odwiedzamy jeszcze kafejke internetową, gdzie interent chodzi strasznie wolno, odwiedzamy sklep ze sprzętem elektronicznym, ale wszystko okazuje się drogie i wracamy do hotelu. Następnego dnia pobudka o 5.30. Jednak ten dzień był owocny mimo dwukrotnej sytuacji stresującej.