Rano po śniadaniu podziękowaliśmy Lisi i udaliśmy się pociągiem do Wiednia. Postanowiliśmy zobaczyć najpierw Belweder, do którego nie wybraliśmy się poprzednim razem. Pogoda wciąż dopisywała - więc uznaliśmy, że nie wchodzimy do wewnątrz, a obejdziemy sobie jedynie ogrody Belwederu.
Następnie udaliśmy się w stronę Centrum miasta i tam natknęliśmy się na Muzeum Żydowskie - ciekawiło nas w jaki sposób Austria (bądź co bądź kolebka Nazimu) przedstawia historię Żydów. Muzeum okazało się mało ciekawe - były tam przedmioty zbierane z całej Galicji, oraz w podziemiach stare mury synagogi. Nic szczególnego. O holokauście - nic. Jednak bilet wstępu do tego muzeum upoważniał też do wstępu do Muzeum Holokaustu. Postanowiliśmy tam pójść, zwłaszcza, że było niedaleko.
Tam też rozczarowanie - muzeum mało ciekawe. Najciekawszy obiekt znajdował się tuż przed muzeum. Był to pomnik poświęcony ofiarom holokaustu. Pomnik ma postać biblioteki z odwróconymi książkami - o ile normalnie widać grzbiety książek w bibliotece - o tyle tu było widać jedynie stronę przeciwną. Było to jakby odwrócenie porządku świata do góry nogami.
Potem zostało nam już niewiele czasu - więc, zahaczając o Stephansdom, ruszyliśmy na dworzec Mitte, zjedliśmy jakiś makaron i ruszyliśmy na lotnisko.