Ten dzień przeznaczyliśmy na spacer po mieście - właściwie od Central Station do Rijksmuseum. Po drodze mijaliśmy piękne kamienice, targ kwiatów, pchli targ i inne. Chodziliśmy także po Kalverstraat - i kupiliśmy kilka drobiazgów świątecznych. Po południu wracając do hotelu zaszliśmy do supermarketu Albert Hijn. Kiedy wróciliśmy do hotelu tuż pod nami rozpoczęła się huczna zabawa. Zeszliśmy na dół na recepcję, a tam oczywiście nic nie słychać, że ktoś na piętrze robi imprezę. Poprosiliśmy, by recepcjonistka zareagowała. Po chwili faktycznie było ciszej.
Następnie wyszliśmy sobie jeszcze raz na spacer wieczorny, by podziwiać Amsterdam po zmroku. Tym razem przechodziliśmy przez dzielnicę Czerwonych Latarni (kiedy wyglądała znacznie lepiej) i dzielnicę Chińską. Tam zjedliśmy frytki z majonezem - pycha - i wróciliśmy do hotelu. A tam - kolejna impreza. Tym razem na naszym piętrze. Około 22.30 - znów zeszliśmy na dół z prośba o interwencję. Usłyszeliśmy "To Amsterdam - ludzie mogą się bawić, jednak jeśli robią to zbyt głośno - zareaguję". Wszystko ok - ale jeśli zgłaszam, że ktoś robi imprezę na piętrze nikomu nie bronię się bawić. Ale niekoniecznie musi to być w hotelu. Całe szczęście po kilku minutach recepcjonistka zareagowała i była cisza. Poszliśmy zatem spać.