W samolocie dostajemy nawet Rogalik Marciński (bardzo smaczny) i dużą kanapkę. Naprawdę LOT ma całkiem niezły catering - szczególnie w porównaniu do Lufthansy, której jedzenia prawie nie można zjeść.
Lecimy nad Alpami - niestety z naszych okien niewiele ich widać. Tuż przed lądowaniem krążymy chwilę nad lotniskiem - widoki są przepiękne: z jednej strony morze, a z drugiej ośnieżone Alpy. Cudownie! Lądujemy w Nicei planowo - lotnisko jest położone tuż nad morzem. Już mi się bardzo podoba.
Z lotniska do centrum dojeżdżamy autobusem (4 Euro). Znajdujemy bez problemu nasz Hotel 33 (40 Euro za pokój). Obsługa w hotelu bardzo miła i pomocna. Dostajemy mapkę Nicei i ruszamy na miasto. Zachód Słońca dopiero za 2 godziny!
Pierwszą rzeczą, którą chcieliśmy zobaczyć była Promenade Des Anglais - promenada nadmorska. Spacerujemy, siedzimy na ławce, znów spacerujemy. Jest naprawdę fantastycznie. Jedyna rzecz, która mniej mi się podoba - to kamienista plaża. Gdyby był tu jeszcze miły piasek - byłby to raj na ziemi.
Kiedy się ściemnia - idziemy w kierunku starego miasta (Vieux Nice) i spacerujemy wąskimi uliczkami. W międzyczasie zjadamy kebab (!) w miejscu gdzie można dostać dania najlepszej francuskiej kuchni. Niestety danie z takiej kuchni odpowiednio więcej kosztuje. Widzimy sporo sklepików, mydełek z Prowansji, ziół, lawendy... I wracamy do hotelu. Decydujemy, że następnego dnia pojedziemy do serca zapachów - Grasse. To miejsce gdzie bohater "Pachnidła" uczył się sztuki przygotowywania zapachów.