Droga do Yabelo jest bardzo malownicza, ale nawierzchnia (jak zwykle) straszna - same kamienie. W nagrodę mijamy stado wielbłądów. Po 4 godzinach jazdy docieramy na miejsce i od razu idziemy na lunch. Abey mówi, że Yabelo jest znane ze wspaniałej surowej wołowiny. Brrrr.! Dla nas jest nawet duszona, a potem nawet smażona. Co z tego, kiedy i tak nie da się jej pogryźć. Jest strasznie twarda. Tragedia.
Abey znajduje nam hotel El Bas (150 birrów za pokój). Ma bilard i niesamowitą ilość much w pokojach. Wspólna łazienka - jak zwykle nie zachęca do skorzystania. Ściany ma wysmarowane fekaliami. Dziura w ziemi. Idziemy na bazar - Yabelo i okolice zamieszkuje lud Borena. Większość mieszkańców to muzułmanie. Zatem niechętnie patrzą w obiektyw. Nawet za pieniądze. Udaje się nam zrobić kilka zdjęć. Kupujemy wodę i banany, a następnie wracamy do hotelu, by przeczekać najgorszy upał i posilić się owocami.
Następnie idziemy ponownie na spacer po mieście. Po bazarze zostały śmieci. Idziemy zobaczyć meczet i spacerujemy trochę po mieście. Wszędzie mnóstwo przepięknie kwitnących fioletowo drzew - to jakaranda. W hotelu nie ma moskitier - zatem wieszamy nasze i kładziemy się spać. Niestety do późna jest głośno - słychać grających w bilard.