Rano pojechaliśmy jeszcze na ostatnie przed wyjazdem zakupy, a po południu wybraliśmy się do Metropolitan Museum Of Art. Muszę przyznać, że jest naprawdę imponujące. Zbiory muzeum obejmują najznakomitszych malarzy (Monet, Rembrant itd), ale prócz malarstwa bardzo nam się podobały wnętrza starych domów imigrantów z Europy, ryciny braci z Limburgii (dostaliśmy lupy do oglądania ich godzinek dla księcia de Berry), wystawa kobiety XX wieku. Naprawdę żal nam było opuszczać to muzeum po kilku ładnych godzinach jego zwiedzania. Co ciekawe wcale nie czuliśmy się nim zmęczeni. Ale trzeba było wracać... Na kieliszek wina z panią Danusią. A potem już poszliśmy spać.